Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Roberto z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 25546.93 kilometrów w tym 8482.94 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 14.43 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 86795 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Roberto.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2008

Dystans całkowity:136.00 km (w terenie 66.00 km; 48.53%)
Czas w ruchu:15:58
Średnia prędkość:8.52 km/h
Liczba aktywności:3
Średnio na aktywność:45.33 km i 5h 19m
Więcej statystyk
  • DST 56.00km
  • Teren 8.00km
  • Czas 06:08
  • VAVG 9.13km/h
  • Sprzęt Treking wyprawowy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztocze 2008, dzień 3

Środa, 30 kwietnia 2008 · dodano: 09.04.2015 | Komentarze 0

Roztocze 2008

Dzień 3

Ten dzień był przełomem pomiędzy pagórkami a terenem płaskim, słońcem a deszczem, terenami otwartymi a lasami.
Po spędzeniu noclegu na leśnej polanie pośród rosłych sosen nadszedł czas na dalszą jazdę.



Jeśli jest się w tych lasach koniecznie trzeba odwiedzić Szklarnie, w której znajduje się hodowla kucy biłgorajskich, które prawie dzikie hasają po tamtejszych leśnych polanach.



Z miejscowości Szklarnia udaliśmy się mało ruchliwymi drogami wiodącymi przez Lasy Janowskie do Mamot Górnych.
Cudownie było kontemplować się widokiem rosłych sosen i słuchać ich szumu i śpiewu ptaków.



W Mamotach Górnych zatrzymaliśmy się na chwilę, by obejrzeć drewniany kościółek, który jak głosi zamieszczona tam informacja powstał bez planów architektonicznych, spontanicznie wznoszony przez ówczesnego proboszcza - wygląda całkiem sympatycznie.



I dalej znowuż Lasami Janowskimi udaliśmy się w kierunku Biłgoraja.
Po drodze niezapomniane widoki: olbrzymie pola jagodowe, mokradła, przemykające sarenki.



Niezapomnianym, negatywnym miejscem naszej tułaczki był Biłgoraj. Trudny dojazd ruchliwą drogą, nie zważający na rowerzystów kierowcy. W samym mieście również najazd samochodów, nic ciekawego do zobaczenia. Duże rozczarowanie, zwłaszcza, że ktoś niedawno opowiadał o Biłgoraju jako uroczym miasteczku. W dodatku okazało się później, że jak już raz do niego wjedziesz to tak łatwo nie wyjedziesz.




  • DST 45.00km
  • Teren 30.00km
  • Czas 05:28
  • VAVG 8.23km/h
  • Sprzęt Treking wyprawowy
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztocze 2008, dzień 2

Wtorek, 29 kwietnia 2008 · dodano: 09.04.2015 | Komentarze 0

Roztocze 2008

Dzień 2.

Przyjemnie było spędzić pierwszą noc z dala od zgiełku miasta. O poranku spostrzegliśmy, ze nie jesteśmy sami…dookoła jeziora było mnóstwo wędkarzy.



Śniadanko, szybkie wspólne pakowanie namiotów i byliśmy gotowi by stawić czoła drugiemu dniu wyprawy.



Poranek był słoneczny, więc z każdą minutą zdejmowaliśmy z siebie kolejne warstwy odzieży. Jednocześnie szlak prowadził przez lekko pofalowane wąskie wiejskie drogi. Było cudownie.



Jednak ta sielanka szybko się zakończyła – nastąpiła seria kilku długich podjazdów. Jak dzieciaki radziły sobie z takimi przeszkodami? Dziesięcioletni Piotr pokonywał je samodzielnie.
Sześcioletnia Ada przy bardziej stromych podjazdach korzystała z pomocy taty, który podczepiał jej rower linką holowniczą do swojego roweru i podciągał do góry.



Dzieciaki były dzielne. Czasami, gdy ja miałam już dosyć, one miały jeszcze siły, by się ścigać. Tak dojechaliśmy do miejscowości Chrzanów, a w zasadzie Chrzanowa Drugiego. Okazało się, że obok siebie są cztery Chrzanowy.


 
Chrzanowa ruszyliśmy dalej do Janowa Lubelskiego – miasta z uroczym parkiem i kilkoma sympatycznymi restauracjami.



Najpiękniejsze okazały się jednak okolice Janowa – Lasy Janowskie. Tam spędziliśmy kolejny nocleg, na leśnej polanie pośród rosłych sosen. To jedna z bardziej uroczych naszych nocnych przystani.






  • DST 35.00km
  • Teren 28.00km
  • Czas 04:22
  • VAVG 8.02km/h
  • Sprzęt Scott
  • Aktywność Jazda na rowerze

Roztocze 2008, dzień 1

Poniedziałek, 28 kwietnia 2008 · dodano: 09.04.2015 | Komentarze 0

Roztocze 2008



Zbliża się długi majowy weekend. Pytana przez znajomych, jak go spędzę odpowiadam zgodnie prawdą: zabieramy rowery i jedziemy na Roztocze.
Taka odpowiedź nikogo jeszcze nie dziwiła. Zaskoczenie pojawiało się na twarzy, gdy mówiłam, że poruszać się po Roztoczu będziemy tylko rowerami, nocować w namiotach i dotyczy to całej naszej rodzinki, łącznie z sześcioletnią córeczką Adą.
Jak można właśnie w ten sposób spędzić wolne majowe dni całą rodziną – krótka relacja poniżej.
Może nią kogoś zachęcimy do takiej formy wypoczynku, mam na myśli rodziny, ponieważ singli na rowerowych wojażach, podejrzewam jest dość dużo, natomiast rodzice z dziećmi możliwe, że obawiają się pewnych niedogodności. Trudności są i jest też duuuuża frajda.
Jak doszło do decyzji, że jedziemy całą rodziną? Mój mąż Robert uprawia taką formę wypoczynku od lat, do tej pory bez nas.
I ile tak można! Moja tolerancja na samotne wyprawy skończyła się. Dzieci potrzebują kontaktu z ojcem, ja z mężem, jeśli wyprawa rowerowa to tylko wspólna – tak brzmiało moje stanowisko i było nienegocjowalne. Robert przyjął to dzielnie i zamiast narzekać, że może to tylko mój chwilowy kaprys zabrał się za przygotowania: rowerów, sprzętu turystycznego, trasy.
Największym wyzwaniem na etapie przygotowań okazało się znalezienie dobrych map Roztocza i okolic. W wielu miejscach są dostępne mapy samochodowe, które mają za małą skale i rzadko zaznaczane są na nich szlaki rowerowe i małe lokalne dróżki. A takimi trasami zamierzaliśmy się poruszać.
Zdecydowanie odpadały większe drogi ze względu na walory krajobrazowe jak i bezpieczeństwo – kierowcy na naszych drogach w większości dalej mają rowerzystów „w nosie”. Dobre mapy: Centralnego Szlaku Rowerowego, Lasy Janowskie, Puszczy Solskiej o skali 1:85 000 zakupiliśmy w Bibliotece Wojskowej na Przyczółku Grochowskim – niezawodne miejsce, by je odnaleźć. Oczywiście potrzebny nam był też sprzęt turystyczny: zabraliśmy dwa namioty z naszej kolekcji, dokupiliśmy śpiwory i inne drobiazgi.
Przyznam, że kompletowanie tych drobiazgów: odzieży outdoorowej, ręczników szybkoschnących i tym podobnych akcesoriów sprawiało mi dużo przyjemności. Byłam pod wrażeniem szerokiego wyboru, nowinek technologicznych i funkcjonalności. Trzeba dodać, że rzeczy dobrej jakości cenią się. W niektóre warto zainwestować, Np.: dobre sakwy. Zatem mój mąż usłyszał: „Jeśli nie chcesz mojej zguby to Ortlieba kup mi luby”.
Ortlieb to mercedes w rodzinie sakw - sprawdził się doskonale. Po jeździe w deszczu, a nie brakowało go w majowy weekend, wszystko nadal pozostawało suche, czego nie mogę powiedzieć o rzeczach mojego syna, który używał odziedziczonych po tacie sakw Crosso.

Dzień 1.
Start czyli początek wyprawy. Wyruszyliśmy z czterema rowerkami z Warszawy w kierunku Szczebrzeszyna. Tamtędy wiedzie centralny szlak rowerowy w kierunku Kraśnika i Lwowa.
Obraliśmy kurs na Kraśnik. Początek szlaku przebiega przez pola i łąki. Jego zaletą na pewno jest dobre oznakowanie oraz częste miejsca postojowe z miejscem na ognisko i tablicami z informacją turystyczną.

Wyzwaniem była nawierzchnia, ułożona z płyt betonowych, na których rowery podskakiwały niczym zające. Po kilku km takiej trzęsiawki nastała największa zmora tego odcinka, czyli gruntowa polna droga miejscami zaorana.

a szczęście odcinek ten nie trwał długo. Wkrótce zrozumieliśmy, dlaczego musieliśmy przeżyć te męczarnie…po prostu omijaliśmy ruchliwą drogę krajową. W dalszej części dnia mieliśmy już o wiele lepsza nawierzchnie.

o kilku atrakcji dnia możemy zaliczyć: zjazd leśną drogą w Szczebrzeszyńskim Parku Krajobrazowym, klasztor we wsi Radecznica z imponującym wejściem złożonym z kilkudziesięciu schodów przykrytym betonowym zadaszeniem i kapliczką z "cudownym źródłem” a także lessowy wąwóz z głębokimi na poł metra rozpadlinami.

Pierwszy dzień wyprawy zakończyliśmy noclegiem nad jeziorem we wsi Podlesie Duże. Ten dzień był pierwszym sprawdzianem rodzinnego rowerowania.